Hej.
Kolejny wpis z Afryki i kolejne miejsce. Tym razem wyjechaliśmy poza granice RPA i udaliśmy się do Swazilandu, jednego z najmniejszych państw w Afryce. Na granicy trochę się nastaliśmy w kolejkach, musieliśmy oczywiście zostawić opłatę, ale problemu żadnego nie było, żeby się tam dostać 🙂
A krajobraz po drodze piękny, wszędzie dookoła góry chociaż po mijanych wioskach zdawało mi się, że jest o wiele biedniej niż w RPA.
Dotarliśmy na miejsce dość późno i niestety nie zdążyliśmy odwiedzić wioski, na której odbywały się pokazy ichniejszych plemiennych obyczajów (występy są chyba do 15, a my dotarliśmy grubo po czasie).
A o samym Swazilandzie niestety za dużo nie mam co opowiadać, w sumie to było to nasze miejsce odpoczynkowe, gdzie nie zrobiliśmy praktycznie nic. Szczerze mówiąc złapałam tam trochę małą dolinkę, ponieważ przyjechaliśmy tam z Parku Krugera w którym dosłownie się zakochałam i było mi przykro, że musze stamtąd wyjeżdżać.
Ale w Swazilandie też jest ładnie! A z restauracji naszego hotelu (Mantenga Lodge) jest naprawdę przyjemny widok na szczyt góry, ogólnie ma się wrażenie, że siedzi się w koronach drzew:) Wieczorem słychać rechot żab, który w żaden sposób mi nie przeszkadzał a wręcz nadawał nastrój temu miejscu, a na niebie było widać milion pięknych gwiazd (w życiu jeszcze nie widziałam piękniejszego nieba) i można było podziwiać inne gwiazdozbiory niż widuje na codzień 🙂
Jedyne co mi tam przeszkadzało, a raczej nie smakowało, to jedzenie w restauracji. Jak chcecie się najeść, to nie zamawiajcie żeberek. Za nic nie można było ich pokroić, nawet Łukasz, który jest dużo silniejszy niż ja, miał problem żeby je zjeść!
To w sumie na tyle. poniżej kilka podglądowych zdjęć
I jeszcze filmik (niestety mam problem z dźwiękiem..)
Pozdrawiamy!